Rodzinne podróżowanie po Kazachstanie i Kirgistanie – sierpień 2019

Ważną częścią naszego życia zawsze były i są dalekie podróże. Dlatego od kiedy zaprosiliśmy do naszego życia dzieci, podróżujemy razem. To oczywiste! Robimy to dla dzieci i dla nas samych – w myśl maksymy, że szczęśliwe dzieci to dzieci szczęśliwych rodziców. Podróżowaliśmy zatem z Frankiem, następnie też z  Maksem, a dziś podróżujemy z Frankiem, Maksem i Mikołajem. A nawet z kimś jeszcze… Przeczytajcie!

Tekst by TATA / Fotostory by MAMA

2 kraje, rodzina 3 + 3, samochód 4 x 4 …

Długo się wahaliśmy, czy to dobry pomysł, czy właściwy kierunek, czy sierpień to dobry miesiąc… ale nigdy nie zna się odpowiedzi na wszystkie pytania, nigdy też nie zna się do końca realiów, jakie nas czekają. Ale nasze decyzje o podróżach podejmujemy łącząc zdobytą wiedzę o regionie z naszymi potrzebami, pragnieniami i możliwościami… Gdy zaś raz decyzja zostanie podjęcia, wszystko dzieje się już trochę samo, swoim rytmem i poukładanym planem przygotowań… Wszystko zaczyna się od tego jednego słowa: JEDŹMY.

W podróży szukamy pięknych krajobrazów, spotkań z dziką przyrodą i serdecznymi ludźmi, ale także miejsc, które zachwycą nasze dzieci. Szukamy ponadto inspiracji do fotografowania i organizowania wypraw, czym zajmujemy się zawodowo.

I właśnie to, a może i znacznie, znacznie więcej odnaleźliśmy w sercu największego kontynentu świata, z dala od mórz i oceanów, w stepie i u stóp wysokich gór – w Kazachstanie i Kirgistanie, do których z naszymi trzema chłopcami i babcią Hanią wyruszyliśmy w sierpniu 2019 roku.

Rodzina Mikołajka prawie w komplecie

Uczestnikami naszej wyprawy są oczywiście nasze trzy chłopaki – Franek (8l.), Maks (5l.) i Mikołajek (2l.). Ale na szczęście często udaje nam się jeszcze namówić nasze wspaniałe i nieocenione Babcie – Basię i Hanię na wspólne podróżowanie. Tym razem na wyjazd z nami skusiła się Babcia Hania, która znając język rosyjski, była dla nas także dodatkowym wsparciem językowym. Babcia Basia w tym czasie wyruszyła natomiast na plener malarski, zatem towarzyszyła nam tym razem wirtualnie. Szkoda, że nie zawsze możemy jechać wszyscy.

Ałmaty – upalny gród

Kiedy w daleką podróż wyruszamy samolotem, to zwykle, chcąc nie chcąc, zaczynamy od dużego miasta. W przypadku podróży do Azji Środkowej zaczynamy od Ałmaty, skąd pożyczamy samochód. Puszczamy w ruch machinę przygotowań do wyjazdu z miasta – wymieniamy gotówkę, kupujemy dziecięce jedzenie dla Mikołajka – jak się okazało mało popularne i trudno dostępne słoiczki z obiadkami i kaszki owocowe, robimy zapasy żywieniowe na najbliższe dni, gdy będziemy w drodze, z dala od dużych, dobrze zaopatrzonych miast.

Dzieciom w te pierwsze bardzo upalne dni najbardziej potrzebna jest woda – żeby się pomoczyć i schłodzić, a także dobre i zimne picie. Jedno i drugie odnajdujemy w samym sercu Ałmaty. Do wielkiego aquaparku zniechęca nas niska temperatura wody w basenach i ostatecznie dzieci lądują w kąpielówkach w fontannie przed monumentalnym budynkiem władz miasta w samym centrum.

Napojem zaś, który podbija nasze podniebienia okazuje się sok ze świeżo wyciśniętych jabłek – jabłek, z których słynie sam Kazachstan, a Ałmaty to wręcz ich stolica – Ałma-Ata to „jabłkowa góra”. Gdy udaje nam się po wielu godzinach poszukiwań w końcu wypożyczyć samochód, czym prędzej opuszczamy „gorod” i ruszamy w dal – ku stepom, górom, pustyniom…

Ałtyn Emel

Ten wielki park narodowy łączy w sobie wszystko, czego nasza, zróżnicowana wiekowo ekipa potrzebuje, aby dobrze spędzić dzień. Są tam piękne widokowo kolorowe góry, skały do bezpiecznej wspinaczki (bądź trafniej do „wdrapywaczki”) i wielka, fotogeniczna i idealna do dziecięcych harców wydma, która w dodatku „śpiewa”. Organizacją dnia rządzi tu pogoda – od 10:00 do 16:00 jest upalnie i pogoda nie nadaje się do wędrówki, ani nawet do wychylenia głowy z kwatery. Dlatego lenimy się do 14:00, kiedy to wsiadamy do klimatyzowanego samochodu, żeby ruszyć pierwszego dnia w kolorowe góry Aktau i Katutau, a drugiego na Śpiewającą Wydmę. Do obu miejsc docieramy na krótko przed zachodem słońca – o fotograficznej złotej godzinie i w odpowiednim momencie do chodzenia po stygnącej ziemi i piasku.

GÓRY AKTAU i KATUTAU…

i ŚPIEWAJĄCA WYDMA….

Czas w Ałtyn Emel upływa nam także pod znakiem ludzkiej życzliwości. Nasza gospodyni Ulżana, właścicielka niewielkiej kwatery i sklepu, odholowuje nas w nocy ze stepu z zepsutym samochodem, przygotowuje nam pyszne posiłki, a na koniec żegna nas podarunkami dla chłopców – koszulkami z głowami orła (symbolem Kazachstanu). Jej syn towarzyszy nam w roli przewodnika w stepie i pokazuje oddaloną od drogi pasterską osadę, opowiadając jednocześnie o życiu i pracy na tych wydawałoby się suchych i nieprzyjaznych pustkowiach.

Z resztą podczas całej podróży spotykamy bardzo wielu życzliwych ludzi, lokalnych mieszkańców i turystów, ale z pewnością to także towarzyszące nam dzieci otwierają ich serca i wzbudzają zainteresowanie.

Gorące źródła i Kanion Szaryński

Okazuje się, że wystarczy krótkie ochłodzenie po upalnych dniach, żeby zatęsknić za ciepłem. Jego naturalnym źródłem w chłodnie dni okazują się wody termalne. Poza tym dzieci potrzebują już także odpoczynku i czasu na zabawę. Na 3 dni proporcje czasu poświęcanego na zabawę i na zwiedzanie odwracają się. Zatrzymujemy się w ośrodku z termalnymi basenami Miraż, który wyrasta nagle, jak świecąca stacja kosmiczna, w środku pustego rozległego stepu, nieopodal granicy z Chinami. Tam dzieci mogą do woli wyszaleć się w 6 basenach, na zjeżdżalniach i placach zabaw.

\

Jeden z trzech spędzonych tam dni urozmaicamy sobie wycieczką do słynnego Kanionu Szaryńskiego, w którym my poszukujemy pięknych kadrów i czekamy na złotą godzinę, a dzieci wynajdują trasy „wspinaczkowe”.

Niebiańsko piękne góry

Z dziećmi czy bez dzieci – góry w naszych podróżach to niezmiennie nasz zew i żywioł. Nie mogło ich zabraknąć także w czasie podróżowania po regionie otoczonym jednymi z najwyższych pasm górskich świata. Na pieszą wędrówkę wybieramy szlak wzdłuż jezior Kolsai. Z początku wędrujemy w komplecie, jednak z powodu zawirowań prowiantowych do drugiego jeziora dociera już tylko Bea z Frankiem – jest ponoć najpiękniejsze ze wszystkich trzech. Ostatnie okazuje się dla nas nieosiągalne. Za to kolejnego dnia, po pokonaniu samochodem w bród kilku strumieni i wąskich, górskich zakrętów, docieramy do krajobrazowej perły Tien Szanu – jeziora Kaindy – z lasem zatopionych świerków.

Tuzkol – lustro, w którym przegląda się step

Znane miejsca nie bez powodu są znane – i my także chętnie do takich docieramy. Jednak cenimy sobie również poznawanie miejsc odludnych, rzadko odwiedzanych i odległych od turystycznych szlaków. Takie jest właśnie przepiękne, słonawe jezioro Tuzkol, gdzie urządzamy sobie całodniowy piknik z krótkimi wędrówkami po okolicy. Maks z Frankiem szaleją nad jego błotnistym brzegiem, a Mikołaj cieszy się wolnością w przybrzeżnych trawach. Obserwujemy ptaki, stąpamy po koralowych słonoroślach, zaglądamy do oryginalnej pasterskiej jurty… Wokół nas faluje step, w świetle zachodzącego słońca płoną okoliczne wzgórza, w tafli spokojnego jeziora odbija się klucz żurawi stepowych i dwóch skaczących po błocie chłopców… Takie miejsca rozpościerają przed nami przestrzeń wolności, której także w naszych podróżach poszukujemy.

Issyk-Kul – ciepłe morze pośród gór

 

Ciepłe, słonawe jezioro otoczone górami, plaże z mnóstwem kamieni i wakacyjny domek w sadzie blisko brzegu. Hamaki, książki, gry i zabawy z dziećmi. Wieczorne rozmowy i ognisko z desek. Tak upłynął nam czas nad wielkim śródgórskim jeziorem Issyk-Kul. To jedno z nielicznych miejsc, które widziałem w życiu, gdzie odpoczywając czułem, jakbym ani na chwilę nie przerwał wędrówki.

Pływając w jeziorze, patrzyłem na ośnieżone szczytu Tien Szanu. Huśtając się w hamaku słuchałem opowieści kirgiskich o polowaniach z orłami. Czytając książkę, obserwowałem, jak nasza podróż trwa w wyobraźni i zabawie dzieci, które założyły na plecy nasze plecaki, wzięły pod pachę kolorowe poduszki i tak spakowane zwiedzały Kazachstan i Kirgistan, którym stał się kawałek suchej łąki i sadu.

Może Issyk-Kul ma jakąś magiczną moc… bo nieopodal naszej wioski znajdował się przecież bajkowo ukształtowany Kanion Skazka – czyli dolina bajek…

Kol-tor

W podróży po Kazachstanie towarzyszyła nam babcia Hania, moja najukochańsza mama, której raz na kilka lat pokazujemy jakiś odległy zakątek świata. Jej obecność pozwala nam także raz na kilka dni wyruszyć bez dzieci. Taka była nasza niezwykła wędrówka do maleńkiego, turkusowego jeziora Kol-Tor, nad którym po ponad dwóch godzinach marszu zameldowaliśmy się o wschodzie słońca.

Zamoczyliśmy nogi w lodowatej wodzie, zjedliśmy nożem po puszce ryb, popiliśmy wodą i wspomnieliśmy studenckie czasy. Nie chcielibyśmy do nich jednak wracać – bowiem już po 3 godzinach rozłąki zapragnęliśmy wrócić do dzieci. W ich oczach odbija się świat równie piękny, co ten, do którego tak uparcie podróżujemy, przemierzając oceany, góry i tysiące kilometrów. Dlatego dalekie podróże cenimy sobie na równi z tymi bliskimi w góry, nad morze, do pobliskiego olsu…