Królestwo nasze z tego świata

Od kilku dni trwa wielka walka o prawa kobiet. O podstawowe elementarne prawo do własnej decyzji w najtrudniejszych dramatycznych sytuacjach. To co się wydarzyło, zmieni życie tysięcy, może milionów kobiet, dlatego nie możemy pozostać obojętni. I choć wiecie, że nie zamieszczamy tu postów politycznych i światopoglądowych, dziś Pan Tata pisze w tej sprawie bardzo osobisty i emocjonalny tekst. I wierzę, że zrozumiecie. Bo dziś nie możemy milczeć.

by WITEK

Jestem szczęśliwym ojcem trzech Chłopców, szczęśliwym mężem troskliwej Żony, szczęśliwym synem kochającej Mamy. Wiedzie nam się dobrze.

Miałem szczęśliwe, niemal beztroskie dzieciństwo. Wychowywała mnie głównie Mama – karmiła, przewijała, ubierała, kupowała potrzebne rzeczy, odwoziła najczęściej do przedszkola i z niego odbierała, pomagała w lekcjach, zawoziła na wakacje do babci. Pracowała. Jestem jedynakiem. Ojciec więcej włączał się w moje wychowanie i kształcenie nieco później, kiedy stałem się dla niego partnerem w rozmowach o historii Polski, kiedy zacząłem czytać poważniejsze książki i nauczyłem się grać z nim w szachy. Chyba tacy są często ojcowie. Ojciec był także alkoholikiem i, nie boję się tego powiedzieć, człowiekiem narzucającym swoje zdanie i poglądy. Był ponadto rozwiedziony z pierwszą żoną, z kolejnego nieślubnego związku miał córkę, którą się na co dzień nie zajmował i wreszcie spotkał moją Mamę, z którą zawarli niesakramentalne małżeństwo. Był ciekawym, inteligentnym i bardzo dobrze wykształconym, ale też trudnym człowiekiem. Kochałem go.

Bardzo kocham także moją Mamę. To ona miała największy wpływ na moje życie. Moja Mama troskliwą opieką otacza mnie i moje dzieci do dziś. Jest także osobą wierzącą. Ponieważ jednak żyła 25 lat w gorszącym związku z moim Ojcem, nie mogła otrzymywać rozgrzeszenia i przystępować do komunii. Z tego zgorszenia uwolniła ją dopiero śmierć mojego Ojca. Ja jestem owocem tego związku.

Sam jestem dziś w sakramentalnym związku z moją żoną i mamy trójkę dzieci. Najmłodsze jest niepełnosprawne. Z obawy przed wyzwaniem, jakim byłaby opieka nad drugim dzieckiem niepełnosprawnym, zdecydowaliśmy, że nie będziemy mieć więcej dzieci. Wiemy jednak, że współżycie jest ważną częścią związku, jest więziotwórcze i spaja nasz związek – nie chcemy z niego rezygnować. Ale nie zamierzamy „otwierać się na kolejne nowe życie”, otworzyliśmy się na życie trzykrotnie! Kościół potępia nasze postępowanie i między innymi dlatego do niego nie chodzimy.

3 lata temu urodził się Mikołaj – imienny bohater tego bloga – który jest naszym wielkim cudem i skarbem. Bardzo chcieliśmy, żeby przyszedł na świat. Nie wiedzieliśmy w czasie ciąży, że Mikołaj ma poważny zespół genetyczny. Ale też chyba nie chcieliśmy tego wiedzieć. Taka była nasza decyzja i wybór.

Mikołaj absorbuje nas bardziej niż nasze starsze dzieci. Nigdy nie będzie samodzielny, a nasze codzienne starania – rehabilitacje, terapie, zajęcia – dają nam nadzieję na to, że za ileś lat Mikołaj będzie mógł sam zjeść, napić się, skorzystać z toalety. To jest droga na wiele lat, na całe nasze życie.

Mikołaj kilka razy w roku wyrusza na turnus rehabilitacyjny do prywatnego ośrodka, do którego na 2-tygodniowe terapie przyjeżdża ok. 50 dzieci. Większość z nich przyjeżdża z samotnymi, rozwiedzionymi mamami, zostawionymi przez mężów, którzy nie wytrwali w związku, który koncentruje się na wymagającym specjalnej troski dziecku. Dzieci niepełnosprawne, leżące, z porażeniem mózgowym, porażeniem czterokończynowym, z poważną postacią SMA, rzadko z „radosnym zespołem Downa”… Dzieci z aparaturą do oddychania, do odżywiania, do odsysania płynu z układu oddechowego co kilka godzin przez całą dobę – dzieci, których mamy przez lata nie przespały jednej całej nocy; dwudziestoparolatkowie z pieluchami, noszeni na rękach i leżący całe życie nastolatkowie, z którymi jest bardzo nikły kontakt. I matki, które się nimi zajmują, i które, jeżeli są wierzące, powinny przyjąć naukę kościoła, że nie wolno im zawrzeć ponownie związku. „Na szczęście” nie ma też zbyt wielu mężczyzn chętnych, by związać się z matką nie swojego, niepełnosprawnego dziecka…

Moje życie nie jest heroizmem, jakim jest życie tysięcy samotnych Matek z dzieckiem niepełnosprawnym. Czasem tylko boli mnie kręgosłup, czasem nie prześpię nocy, czasem tracę cierpliwość przy karmieniu dziecka, które pluje dookoła zupą i rozrzuca wszystko co wpadnie mu w ręce. Będę go nosił, przewijał, karmił i rehabilitował dopóki starczy mi zdrowia i sił, ponieważ Mikołaj nigdy nie przestanie tego potrzebować. Mikołaj jest radosnym dzieckiem, z poważnym zespołem genetycznym, ale bez chorób towarzyszących, bez wad organów wewnętrznych. Jest w tym sensie zdrowy. Wierzymy, że jego życie ma sens, że jest szczęśliwe, że jest bezbolesne. Takie też jest nasze życie.

Nie podzielam wiary w życie wieczne i w nagrodę, która czeka na mnie po śmierci w królestwie, które nie jest z tego świata. Wierzę w ziemskie życie, w jego sens i prawo do szczęścia. Urodzenie i opieka nad dzieckiem z wadą letalną, z ciężkim, nieodwracalnym upośledzeniem jest wielkim wyzwaniem i jestem za tym, żeby stwarzać w Polsce i na świecie jak najlepsze warunki do tego, żeby matki i rodzice dokonywali takich właśnie wyborów. I niech te wybory dają dzieciom i rodzicom szczęście. Ale to nie może być przymus!

Kościół Katolicki po raz kolejny zabiera głos w sprawie mojego życia, życia rodzinnego i małżeńskiego, w sprawie dzieci – czyli w sprawach, o których przedstawiciele kościoła nie mają pojęcia. Kościół, który nie radzi sobie z seksualnością księży, którzy gwałcą dzieci, dopiero co zabrał głos w sprawie życia seksualnego ludzi, którzy pragną szczęścia i nikogo nie krzywdzą. Kościół, którego kapłanom obcy jest jakikolwiek wysiłek związany z wychowywaniem i opiekowaniem się dziećmi, obca jest im troska o związek z życiowym partnerem, zabiera dziś głos w sprawie życia płodowego i człowieczeństwa, o którym kościół nie ma żadnej wiedzy i jej brak zastępuję ślepym dogmatyzmem.

Mamy prawo do szczęścia i sensownego życia w królestwie z tego świata. Wierzący w królestwo z innego świata mają także do tego prawo, ale przesłanki religijne, wiara w Boga i w życie wieczne nie jest uniwersalną przesłanką i nie może motywować tworzenia prawa, które dotyczy wszystkich!

Wiara kościoła w jej dzisiejszym kształcie nie jest wiarą objawioną przez uniwersalnego Boga, ale wiarą, którą przez 20 wieków wytworzyli ludzie. Ludzie wybrali zbiór pism, które uznali za święte; ludzie sformułowali dogmaty; ludzie interpretują Pismo Święte. W innych częściach świata ludzie wierzący wyznają przecież inne religie.

Kościół dzisiaj triumfuje nad doczesnym piekłem wielu kobiet, całych rodzin i oferuje za trud życia zgodnego z jego nauką życie wieczne. Ale nie można oferować czegoś, czym się nie dysponuje i czego istnienie jest co najmniej wątpliwe, a co najwyżej jest kwestią dobrowolnej wiary.

Zmuszanie do rodzenia dzieci, które w pierwszych dniach życia umrą, z którymi rodzic nigdy nie nawiąże kontaktu, które będzie leżało i z dużym prawdopodobieństwem cierpiało wraz z rodzicami jest podłe! Zmuszanie do heroizmu i trudu, za który nie bierze się odpowiedzialności jest podłe! Ocenianie moralne zachowań, które są poza horyzontem życia ludzi żyjących w celibacie jest podłe!

To wszystko w imię religii, w imię Boga, którego KK nazywa miłością. Wytyka, potępia, stygmatyzuje, odsuwa od „stołu Pańskiego”… Nawet dzieci, które każe innym rodzić, odsuwa od tego „stołu” zgodnie z prawem kanonicznym, które nie dopuszcza dziecka upośledzonego do I komunii.

Żyjemy swoim szczęśliwym życiem, a o jego trudach większość z Was pewnie tak czy inaczej po prostu nie wie. Wciąż cieszymy się wsparciem naszych mam, licznych przyjaciół, pracodawców. Mamy naprawdę dobre warunki do zajmowania się naszym Mikosiem. Mikołajek ma teraz 3 latka i wiele wyzwań dopiero przed nami, ale jesteśmy pełni optymizmu, którym napełnia nas także on sam swoim dużym potencjałem, zdrowiem, sprawnością, która rośnie dzięki setkom godzin terapii, które odbywamy z nim każdego roku. W przypadku większości dzieci chorych i niepełnosprawnych jest znacznie trudniej. Dlatego prosimy naszych katolickich przyjaciół i znajomych – nie podawajcie nas za przykład, że można. My możemy i chcemy! Ale nie każdy może!

My, w tych najtrudniejszych decyzjach, jesteśmy ZA WYBOREM. Jesteśmy też oczywiście za tym, żeby jak najwięcej rodzin miało takie warunki życia, żeby mogli dokonać podobnych wyborów jak my. W imię szczęścia swojego i ich dzieci, a nie w imię religii lub czyjegoś światopoglądu. Nie w imię nagrody, która czeka w królestwie, które nie jest z tego świata.

Dlatego mówimy NIE ZAKAZOWI ABORCJI EMBRIOPATOLOGICZNEJ.

Z pozdrowieniami od całej Rodziny Mikołajka

Witek